Od zimy stulecia
minął zaledwie tylko jeden miesiąc, a mimo to mieszkańcy królestwa położonego
na dalekiej północy, pokochali młodą królową oraz jej przerażającą, ale i zarazem
cudowną moc władania nad siłami przyrody takimi jak lód i śnieg. Elsa-
władczyni Arendelle zaczęła panować nad swoimi mocami, do tej pory nie
sprawiało jej to żadnego problemu. Nie miała styczności z stresującymi sytuacjami,
które mogłyby ją denerwować. Bardzo ją to cieszyło, ale wiedziała, że jako
królowa nie mogła ich uniknąć i prędzej czy później takie zdarzenie będzie
miało miejsce.
***
Elsa siedziała
przy biurku w swoim gabinecie przeglądając dokumenty. Naprawdę było ich sporo.
Na około królowej, na starym drewnianym biurku, stały ogromne stosy papierów.
Władczyni siedziała nad nimi przez całe dnie. Anna nie raz mówiła siostrze, że
się przemęcza, że powinna odpocząć. Fakt, Elsa była zmęczona, często nie
pojawiała się na kolacjach, chodziła późno spać, a kiedy wstawał wczesny ranek,
słońce jeszcze dobrze się nie obudziło, jeszcze dobrze nie wyszło zza chmur,
była już na nogach. Mimo to młoda władczyni nie brała uwag księżniczki na
poważnie.
Królowa poczuła
na karku chłodny wiatr, który wiał z otwartego okna. Widać było z niego cały
królewski ogród, fiord otaczający Arendelle i niektóre domy mieszkańców. Oprócz
biblioteki był on ulubionym miejscem Elsy. Lubiła spędzać tam wolny czas,
którego miała naprawdę mało, a jeżeli
nadała się taka okazja, władczyni spędzała go z siostrą. Młoda kobieta odsunęła
krzesło od biurka i wstała. Podeszła do okna i kładąc ręce na chłodnym
parapecie, zamknęła oczy. „Może naprawdę powinnam dać sobie spokój z papierami
na jakiś czas?” – pomyślała Elsa. Wiatr wiejący od strony Lodowego Wierchu
głaskał ją po twarzy, a włosy rozwiewały się lekko na wszystko strony. Niestety
ta przyjemność nie trwała za długo, ponieważ zaraz po tym jak królowa usłyszała
kroki do pokoju wszedł Olaf. Gwałtownie pociągnął za klamkę i rozejrzał się po
pokoju. Władczyni odwróciła się, a jej
oczom ukazał się zabawny bałwanek. Kobieta bardzo lubiła swojego śnieżnego
przyjaciela, nawet nie sądziła, że potrafi wyczarować stworzenie, które będzie
żywe. A jednak. Olaf był bardzo lubiany w Arendelle, zwłaszcza przez dzieci,
ale dorośli też go uwielbiali. Pewnie przez jego uroczy głos i wygląd.
-Witaj Olaf.- z uśmiechem królowa powitała gościa.
-Hejeczka!- krzyknął zabawnie.
Bałwanek poprawił
swój marchewkowy nosek i usiadł na sofie. Przez chwilkę patrzał na Elsę,
obserwował każdy jej ruch. Kobieta powróciła do swoich wcześniejszych zadań,
nie zwracając uwagi na swojego gościa. Czuła się trochę nie zręcznie w tej
ciszy i po chwili postanowiła zapytać:
-Przyszedłeś tu ze mną posiedzieć czy w konkretnej sprawie?-
spokojnym głosem i z uśmiechem nie odwracając wzroku od kartki spytała uroczego
bałwanka.
-Posiedzieć z tobą.- odpowiedział Olaf.- Chyba ci nie
przeszkadzam, co?
-Cóż, skoro cię to nie nudzi nie mam nic przeciwko.-
odetchnęła lekko i znów kontynuowała podpisywanie różnych papierów.
Bałwanek
początkowo siedział bezczynie, po chwili jednak zaczął oglądać się po komnacie.
Ogromne regały uginały się pod ciężarem rozmaitych książek, na ścianach
wymalowane były norweskie wzory, tak jak i na dywanie. Na kredensie stał duży
wazon z kwiatami, a uchylone, szklane drzwi wyglądały jak malowniczy krajobraz,
który był kompozycją pięknego miasteczka
i gór. Olaf długo nie przyglądał się tym rzeczom. Po chwili zaczął poprawiać
poduszki na sofie, chodzić w kółko, przeglądać książki i wreszcie podszedł do starego,
drewnianego biurka, które było miejscem pracy młodej królowej. Mały śnieżny
przyjaciel oglądał ruch jej rąk, patrzał na pióro, które zamoczone w atramencie
na czystej karcie papieru tworzy różne wzorki. Bardzo go to ciekawiło, nigdy
wcześniej nie widział takiego czegoś
-Czy każdy wzorek jest taki sam?- zapytał zaciekawiony.
-Och Olaf, to nie jest wzorek.- roześmiała się królowa.- To
jest wyraz.
-Wyraz?- zdziwił się zabawnie bałwanek.
-Tak, wyraz tworzą poszczególne litery widzisz?-
tłumaczyła.- Każdy kraj ma swój język czyli słowa, które we wszystkich krajach
pisze się inaczej, ale znaczą to samo. Między innymi tak tworzy się kultura.
-Kultura?- bałwanek nie był może dość mądry, ale często
przebywał z Elsą i dowiadywał się nowych rzeczy.- A co to jest kultura?
-Kultura to otoczenie człowieka, w którym żyje. Kultury uczymy
się nieustannie, tworzy ją człowiek jako element grup społecznych: rodziny, społeczeństwa
czy narodu.-Olaf słuchał królowej, zawsze lubił jej słuchać wiedział, że ona
może go dużo nauczyć.- Przez kulturę rozumiemy sztukę: malarstwo, literaturę,
teatr i muzykę. Każda kultura, każdy naród ma swoje tradycje. Taką tradycją
jest na przykład obchodzenie świąt czy śpiewanie hymnu narodowego w ważne dni.
-Czyli…- zaczął Olaf.- Tradycja to przekazywanie z pokolenia
na pokolenie treści kultury?
-Dokładnie.- Elsa ciepłym uśmiechem obdarzyła małego
przyjaciela.
-A jakie są tradycje w Arendelle?
-Jest ich wiele, jedną z nich jest bal z okazji jesieni.- rzekła.-A
dokładnie święta złotej miłości.
Początek jesieni w
Arendelle przybywa bardzo szybko, już pod koniec sierpnia można zauważyć liście
spadające z drzew mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Mieszkańcy Arendelle
od wieków uważają, że jesień to czas złotej miłości. Na cześć tego cudownego
zjawiska na zamku królewskim organizowany jest bal. Bal maskowy. Pary tańczące
ze sobą, równo o północy, obdarowują się ciepłym pocałunkiem, po którym
zdejmują maski. Nie jeden mieszkaniec królestwa tak znalazł swoją drugą
połówkę. Ale nie tylko poddani z Arendelle są gośćmi na przyjęciu. Przybywają
na niego również królowie, książęta i inne monarchy.
Znów zapadła
cisza. Jedyne odgłosy jakie można było wtedy usłyszeć to powiewające na wietrze
zasłony, śpiew ptaków zza okna i szelest papierów przekładanych co chwilę w
nowe miejsce. Cisza nie trwała zbyt długo, ponieważ zaraz królowa usłyszała
kroki na korytarzu w stronę jej gabinetu. Znów jakiś gość? Dźwięki stawały się
coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Były to moce uderzenia, to nie mogła być
Anna. Młoda królowa myślała, że to może, któryś ze strażników lub jej doradca
lecz myliła się. Nie był to żaden z nich. Po chwili słychać było spokojne
szarpnięcie za klamkę. Jej oczom ukazała się postać dobrze zbudowanego
mężczyzny, którego włosy lśniły w blasku zachodzącego słońca. Blondyn chrząknął
znacząco, poprawił swój kołnierz i zamknął za sobą drzwi.
-Przepraszam, że przeszkadzam Elso w twojej pracy, ale…-
przerwał.
-Coś się stało?- spytała troskliwie władczyni spoglądając na
młodzieńca.
-Nie, to znaczy tak, ale nic złego.
-Nic mi to nie mówi.- Elsa uśmiechnęła się figlarnie do
mężczyzny stojącego naprzeciw niej, widziała, że był nieco zdenerwowany.- Może
mnie oświecisz?
-Więc mam pewną sprawę do ciebie, ale chciałbym porozmawiać
o tym na osobności.- powiedział nieśmiało.- Wolę, aby nikt się o tym nie
dowiedział przed czasem… Zwłaszcza Anna.
-Jeżeli to takie pilne i tajne to dlaczego miałabym odmówić
ci przechowania tej tajemnicy?- Elsa znów obdarowała go ciepłym uśmiechem,
jednak jej wzrok tkwił w dokumentach.
-Dziękuje…- Kristoff odetchnął z ulgą, nie wiedział, że
pójdzie tak łatwo.
-Nie dziękuj tylko poczekaj na mnie przed wejściem do
ogrodu, za kwadrans się tam zjawie.
-Dobrze, poczekam.- rzekł mężczyzna i zaraz zniknął za
drzwiami komnaty zatrzaskując je za sobą.
-Ciekawe…
***
Elsa szła
korytarzem. Przez wielkie okna przebijały się ostatnie promienie słońca, które
wzeszło na niebo tego dnia. Ptaki przelatywały to tu, to tam; woda z wodospadów
odbijała się od skał, a krople spadały na wilgotną powierzchnię ziemi. Lato to
z pewnością ulubiona pora roku młodej królowej, niestety już powoli dobiega
końca.
Kiedy władczyni
doszła do ogromnego wejścia w kształcie łuku, czekał tam już na nią Kristoff –
nadworny dostawca lodu. Elsa była szczęśliwa, że jej siostra znalazła sobie
takiego partnera, ostatnio też namawiała ją samą, aby sobie kogoś znalazła, bo
nie da sobie rady sama rządzić królestwem, ale władczyni nie miała teraz do
tego głowy, a po za tym nie chciała jeszcze wychodzić za mąż i zakładać
rodziny. Miała Annę to jej wystarczyło, cieszyła się jej szczęściem.
-Więc o czym chciałeś porozmawiać?- zapytała.- Mówiłeś, że
Anna nie może się dowiedzieć.
-Och, już jesteś.- jęknął przeczesując swoje blond włosy
ręką.- Zaraz ci wszystko wytłumaczę.
-Mam taką nadzieje…- rzekła lekko zaniepokojona idąc w
stronę ogrodu.- Zaraz chyba zacznie padać i się ściemni, więc się pośpiesz.-
uśmiechnęła się.
-Ehh…- odetchnął.- Wiesz… Ja i Anna nie za długo jesteśmy ze
sobą jesteśmy, ale ja czuję, że to przeznaczenie, że ta miłość nie będzie mieć
końca!
-Wiem, widzę, że kochasz ją szczerze…- dokończyła.
-Tak, nawet nie wiesz jak bardzo!- ciągnął dalej.- I ten
powód skłonił mnie do… Tego.- pokazał Elsie małe pudełeczko, w którym widniał
mały złoty pierścionek z niebieskim brylancikiem w kształcie serca.
Królowa obejrzała
dokładnie ten przepiękny prezent. Była zachwycona, zrozumiała, że Kristoff chce
oświadczyć się Annie. Z jednej strony bardzo ją to ucieszyło, a z drugiej nie.
Nie chciała bowiem, aby jej siostra wychodziła za mąż w tak wczesnym wieku, a
po za tym dopiero od nie dawna zaczęły się poznawać od nowa, a Kristoffa znała dopiero od miesiąca. Nie miała nic przeciwko, aby byli razem i się spotykali, ale czy
na małżeństwo nie za wcześnie?
-Ty chcesz jej się oświadczyć, tak?- spytała niepewnie.
-Tak, dokładnie. Tylko…
-Tylko co?
-Nie wiem jak mam to zrobić…- przyznał się.- I pomyślałem,
że ty mogłabyś mi coś poradzić?
-Ja?- zdziwiła się, przecież ona nie ma o tym zielonego
pojęcia.
-No tak.
Przez chwilę szli
w ciszy, można było usłyszeć tylko szelest liści unoszonych przez wiatr,
kołysanki ptaków, które kładły się spać i stukanie butów królowej. Elsa bawiła
się swoimi białymi rękawiczkami, teraz nosiła je rzadziej i tylko dla ozdoby.
Słońce już całkiem zaszło za horyzont, zrobiło się szaro. Drogę oświetlały
wysokie lampy, pod których światłem zaczęła widnieć padająca mżawka.
-Nie…- chrząknęła.
-Słucham?
-Nie mogę ci, pomóc…- powiedziała pewnie.- Nie potrafię.
Nagle z oddali
Elsa dostrzegła jakąś postać. Teraz z pewnością był to strażnik. Biegł w ich
stronę, na jego twarzy widać było zdenerwowanie jak i strach. Co chwilę
poprawiał sobie żołnierską czapkę, ponieważ zjeżdżała mu z głowy w trakcie
biegu. W tym czasie deszcz zaczął lać tak mocno, że krople odbijały się od
powierzchni ziemi i rozpryskiwały na wszystkie strony.
Kiedy strażnik
dobiegł do królowej i Kristoffa zaczął mówić pospiesznie:
-Wasza Miłość!- krzyknął zdyszanym głosem co chwile łapiąc
oddech.
-Coś się stało?- spytała troskliwie przykładając ręce do
piersi.
-Jeden z książąt Wysp Południowych przybył tu.- zaczął.-
Prosi o pomoc, jest cały pokaleczony.
No nie. Znów
jakiś mieszkaniec Nasturii, nie zapowiadało się dobrze. Po co miałby tu przyjeżdżać?
Ostatnim razem kiedy był tu Hans zdarzyło się wiele… Wiele złych rzeczy. Mimo
to, Elsa na dźwięk słowa „Pokaleczony” drgnęła ze strachu. Co mogło się stać?
-Po- jęknęła.-Pokaleczony?
-Tak, mówi, że- znów złapał oddech.- razem ze swoim
najmłodszym bratem-Księciem Hansem?- przerwała mu, mogła się tego spodziewać.
-Tak, mówi, że chcieli przybyć do Arendelle, abyś to ty
Wasza Wysokość wymyśliła dla niego karę za próbę zabójstwa, ale…
-Ale co?!- krzyknęła Elsa.
-Ale napadli ich w trakcie drogi i książę Hans…- przerwał.-
Został poważnie ranny i nie dało się go uratować.
Nie wiedząc czemu
młodą władczynię ogarnął niepokój. Przecież nie powinno ją to obchodzić, Hans
był zdrajcą, chciał ją zabić, a ona poczuła się winna temu wszystkiemu, zaczęła
się o niego martwić. Wędrował prosto do jej
królestwa, aby to ona wymierzyła
wyrok dla niego. Fakt, przez niego mało co nie straciła życia, ale też raz
uratował ją przed śmiercią. W zamku, kiedy jeden ze strażników Weaseltona
wycelował w nią, żeby zabić, młody książę szarpnął kuszą i trafił w ogromny
żyrandol, który tylko ogłuszył Elsę, po czym zabrał ją do zamku. Władczyni nie
mogła go teraz tak zostawić. Każdy inny król czy królowa na pewno zostawiliby
takiego okrutnego człowieka na pastwę losu, ale nie ona. Nie kobieta, która
była uczciwą osobą. Zebrała się w garść. Na jej twarzy pojawił się wyraz dumy,
wyprostowała się i rzekła:
-Zebrać oddział poszukiwawczy!
-Ale, królowo, przecież on nie ży- To jest rozkaz!-
krzyknęła stanowczo przerywając mu.
-Tak, oczywiście.
-Kristoff przepraszam cię, porozmawiamy potem.-powiedziała z
poważną miną i prędkim krokiem pobiegła za strażnikiem w stronę wyjścia z
ogrodu.
***
Otworzyła drzwi.
Na dziedzińcu zobaczyła dwóch strażników i rannego, przemoczonego mężczyznę
podpierającego się o konia. Miał podobnie ułożone włosy jak Hans, tylko koloru
blond i baki. Miał blade zielone oczy, szpiczasty nos i kościste policzki.
Gdyby Elsa nie widziała kim jest, nie pomyślałaby, że jest on bratem najmłodszego
z książąt Wysp Południowych. Ubrany był w zieloną marynarkę ze wzorami Nasturii
i ze złotymi łańcuszkami, niestety poobdzieraną i poplamioną krwią tak samo jak
i brązowe spodnie. Na nogach widniały wysokie, jasno-brązowe kozaki, a na
jednej w jednej z rąk trzymał białą równie zakrwawioną rękawiczkę.
Królowa
odetchnęła ciężko. Powoli zaczęła schodzić ze schodów trzymając się na mokrą
barierkę. Deszcz padał nadal. Młoda władczyni w czasie zdążyła zabrać ze sobą
granatowy płaszcz z Norweskimi wzorami w kolorze białym. Ubranie było zawiązane
pod szyją małą również białą kokardą, a na mokrej głowie Elsy leżał kaptur.
Stawiła swój
trzewik na ostatni schodek. Potem już szła w kierunku mężczyzn. Zatrzymała się
tuż przed nimi poprawiając zmokłą grzywkę. Oni ukłonili się nisko, a książę
zaczął mówić:
-Wasza Wysokość, jestem książę William z Wysp Południowych.
-Miło mi, jeden z moich strażników mówił mi, że twój brat
jest poważnie ranny i zostawiłeś go-Musiałem go zostawić!- przerwał jej
krzycząc nerwowym głosem.
-Nie przerywaj mi.- rzekła z oburzeniem Elsa.
-Wybacz, królowo.-powiedział.- Ale nie miałem wyjścia, on
nie dał rady dalej iść, nie zdołałem go już go uratować.
-A co się właściwie stało?- spytała.
-Napadli nas.- pokazał Elsie męską, białą rękawiczkę z
plamami po krwi.-Oto jego rękawiczka.
Królowa patrzyła
w jego oczy. Coś nie za bardzo chciało jej się wierzyć, że mówi szczerą prawdę.
Miał bardzo dziwny wyraz twarzy, jakby w ogóle nie przejmował się swoim bratem.
Kobieta oglądała uważnie rękawiczkę. Trzymała ją delikatnie w rękach, jakby
bała się, że za chwilę coś się stanie.
-To niemożliwe.- szepnęła do siebie.- Nie.
-Nie?- zdziwił się nagle.
W jednej chwili niespodziewanie na dziedziniec wpadł fiordzki koń maści koloru bułanego. Miał ciemne kończyny jak i pysk, i chrapy. Jego grzywa oraz ogon miały charakterystyczne dla tej rasy biało-czarne barwy. Wierzchowiec miał na sobie czarny rząd, srebrne strzemiona, a ozdobny czaprak - bordowy ze złotymi wykończeniami, leżał pod pięknym, królewskim siodłem. Ogłowie nie miało wędzidła, a kopyta nie były podkute.
W jednej chwili niespodziewanie na dziedziniec wpadł fiordzki koń maści koloru bułanego. Miał ciemne kończyny jak i pysk, i chrapy. Jego grzywa oraz ogon miały charakterystyczne dla tej rasy biało-czarne barwy. Wierzchowiec miał na sobie czarny rząd, srebrne strzemiona, a ozdobny czaprak - bordowy ze złotymi wykończeniami, leżał pod pięknym, królewskim siodłem. Ogłowie nie miało wędzidła, a kopyta nie były podkute.
Zwierzę było przestraszone, zaczęło rżeć i stawać na tylnych nogach. Wyglądało tak jakby chciało im coś przekazać. Elsa podbiegła do konia, aby go uspokoić. Pogłaskała go po chrapach i złapała za wodze, aby utrzymać wierzchowca w spokoju.
-Hej, już spokojnie.- rzekła.- Co się stało?
-Sitron?!- krzyknął zdenerwowany William.
-A więc masz na imię Sitron, ładnie, ładnie.-nadal starając się go uspokoić mówiła królowa.- Williamie skąd go znasz?
-To koń Hansa.- powiedział ze skruszoną miną i z lekceważeniem w głosie.
-Koń Hansa…- Sitron zaczął wierzgać niespokojnie i biegając, to do Elsy, to do bramy, do głowy wpadła jej jedna myśl.- On chce nam coś pokazać… Czy wiesz gdzie jest książę Hans?- spytała konia, a on skinął głową jakby rozumiał co do niego mówi.
Nagle przed budynkiem ukazała się mała grupka mężczyzn na koniach, to były straże. Jeden z nich, wysoki, szczupły z wąsem stał na ich czole.
-Królowo co mamy robić?- zapytał.
-Proszę o konia!- powiedziała.
-Oczywiście Wasza Miłość.- po chwili wszedł jeszcze jeden strażnik, który prowadził za sobą szarej maści również fiordzkiego konia, tyle, że ze sprzętem z wzorami Arendelle i z damskim siodłem.
Królowa wsiadła na konia.
-Wasza Wysokość, czy jesteś pewna, że chcesz jechać z nami?- zapytał jeden z mężczyzn.
-Właśnie królowo!- wtrącił William.- Niech Pani nie jedzie, nie ma sensu i tak go nie znajdziecie. Na pewno już dawno wilki go rozszarpały.
-Co proszę?!- krzyknęła z niedowierzeniem Elsa, podjeżdżając bliżej księcia.- Nic cię w ogóle nie obchodzi to, że twój brat może nadal żyć?
-Eeh, ja…- jąkał się.
-Tak myślałam…- rzekła.- I ty śmiesz nazywać się jego bratem?
-Cóż…
- Milczeć!- rzekła stanowczo, nie rozumiała go.
Jak można tak obchodzić się ze swym bratem, owszem może Hans był okrutny i sprawił, że jego starsze rodzeństwo musiało się za niego wsadzić, ale to była jego rodzina! Powinni go kochać, wybaczyć mu… Przynajmniej Elsa tak uważała, bo gdyby jej młodsza siostra- Anna zrobiła coś takiego, wybaczyłaby jej, z miłości.
-Zaprowadzić księcia Williama do jednej z gościnnych komnat.-zwróciła się do jednego z służących.
-Ależ królowo to nie ma sensu!- krzyknął książę z kwaśną miną i ze zdenerwowaniem jakby coś przed nią ukrywał.
-Powiedziałam milczeć!- wokół niej zaczęły wirować małe płatki śniegu, po czym krzyknęła: Wio! i popędziła za Sitronem, a za nią reszta strażników.
-Hej, już spokojnie.- rzekła.- Co się stało?
-Sitron?!- krzyknął zdenerwowany William.
-A więc masz na imię Sitron, ładnie, ładnie.-nadal starając się go uspokoić mówiła królowa.- Williamie skąd go znasz?
-To koń Hansa.- powiedział ze skruszoną miną i z lekceważeniem w głosie.
-Koń Hansa…- Sitron zaczął wierzgać niespokojnie i biegając, to do Elsy, to do bramy, do głowy wpadła jej jedna myśl.- On chce nam coś pokazać… Czy wiesz gdzie jest książę Hans?- spytała konia, a on skinął głową jakby rozumiał co do niego mówi.
Nagle przed budynkiem ukazała się mała grupka mężczyzn na koniach, to były straże. Jeden z nich, wysoki, szczupły z wąsem stał na ich czole.
-Królowo co mamy robić?- zapytał.
-Proszę o konia!- powiedziała.
-Oczywiście Wasza Miłość.- po chwili wszedł jeszcze jeden strażnik, który prowadził za sobą szarej maści również fiordzkiego konia, tyle, że ze sprzętem z wzorami Arendelle i z damskim siodłem.
Królowa wsiadła na konia.
-Wasza Wysokość, czy jesteś pewna, że chcesz jechać z nami?- zapytał jeden z mężczyzn.
-Właśnie królowo!- wtrącił William.- Niech Pani nie jedzie, nie ma sensu i tak go nie znajdziecie. Na pewno już dawno wilki go rozszarpały.
-Co proszę?!- krzyknęła z niedowierzeniem Elsa, podjeżdżając bliżej księcia.- Nic cię w ogóle nie obchodzi to, że twój brat może nadal żyć?
-Eeh, ja…- jąkał się.
-Tak myślałam…- rzekła.- I ty śmiesz nazywać się jego bratem?
-Cóż…
- Milczeć!- rzekła stanowczo, nie rozumiała go.
Jak można tak obchodzić się ze swym bratem, owszem może Hans był okrutny i sprawił, że jego starsze rodzeństwo musiało się za niego wsadzić, ale to była jego rodzina! Powinni go kochać, wybaczyć mu… Przynajmniej Elsa tak uważała, bo gdyby jej młodsza siostra- Anna zrobiła coś takiego, wybaczyłaby jej, z miłości.
-Zaprowadzić księcia Williama do jednej z gościnnych komnat.-zwróciła się do jednego z służących.
-Ależ królowo to nie ma sensu!- krzyknął książę z kwaśną miną i ze zdenerwowaniem jakby coś przed nią ukrywał.
-Powiedziałam milczeć!- wokół niej zaczęły wirować małe płatki śniegu, po czym krzyknęła: Wio! i popędziła za Sitronem, a za nią reszta strażników.
Olaf najlepszy xD Kristoff co ty knujesz O.o? Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńSuper, że Ci się podoba :) Ps. Z dwóch rozdziałów zrobiłam jeden długi, także ten drugi jest w tym. Mam nadzieję, że odnajdziesz gdzie się zaczyna! xD
UsuńDopiero dziś zobaczyłam twój komentarz :) William działa Elsie na nerwy, oj będzie dym(a raczej śnieg). Elsa czuje coś do Hansa czy ma po prostu poczucie winy i za wszelką cenę chce go odnaleźć?
UsuńSuper rozdział! Biedny Hansio :(
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo <3 Z Hansiulkiem będzie dobrze :) :3
Usuń